Jakiś czas temu kupiłam baloniki zwykłe i na urodziny. Ale moje małe kochanie jak brało do ręki to zgniatało. Jeden nawet pękł. Co z tego, że synek nie zapłakał. To ja miałam problem z pękniętym balonem. Bo ja się tego huku boję.
Ale synek nie zrażony bawił się dalej następnym.
No i razu pewnego mama postaowiła dać mu sznasę się wykazać. Nadmuchałam ich z dziesięć, każdy w innym kolorze, i położyłam na podłodze, przy nim.
Ale było śmiechu! A ile się za tymi balonami zaganiał! Nie spodziewałam się takiej zabawy. Tak się zmęczył pogonią za balonami, że potem spał jak suseł. I balony zostały. Może jutro kupię więcej. Tylko mąż patrzy się na mnie jak je dmucham i zadaje słuszne pytanie:
"A jak synek pójdzie spać, to gdzie my je pochowamy?"
(walają się nawet po naszej sypialni, ale warto dla śmiechu maluszka)
Trzeba zajrzeć, co jest w środku!
Następny?
Najważniejsza jest radość malucha, porządek w domu schodzi na drugi plan :D Tak więc balony niech się po domku walają - wszystko dla tego cudownego dźwięku - śmiechu dziecka :D
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie tę radochę :) Sama uwielbiam balony :)
OdpowiedzUsuńKasia :) Szukałam adresu e-mail, ale nie znalazłam. Zapraszam do siebie - w rozdaniu otrzymałaś ode mnie poduszeczkę. Czy możesz na mój adres e-mail: platea.perduta(at)gmail.com przesłać dane do wysyłki? Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuń