Odpoczynek

Odpoczynek

poniedziałek, 30 września 2013

Dziś sam

Post krótki i na temat.


Dziś były samodzielne kroczki. Nie do mnie tylko samemu przez pokój.
TRZY kroczki.  Od ławy do misia.
Potem łups na tyłek i śmiech.

Odważny dzieć mi się robi.
Dumna jestem.

Nominacja! Liebster Blog Award

Oto zasady:   
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Zasady pozwoliłam sobie skopiować od Matki, która mnie nominowała, a mianowicie http://matkabrowar.blogspot.co.uk/ 
Matka Browar.
Oto moje odpowiedzi na pytania: 


1.       Pomidorowa z makaronem czy z ryżem?
Zdecydowanie z makaronem. Ryż do pomidorowej mi nie pasuje.
 2.       Chodzisz na nogach czy piechotą?
Na nogach :) Piechotą też mogę. W sumie.
3.       Czego najbardziej nie lubisz w roli matki? 
Napisałabym, że wszystko lubię, ale nie. Nie znoszę wstawać tak rano. Jako leń permanentny wolę pospać do 10 a ie wstawać o 6.30.
 4.       A co najbardziej podoba ci się w roli matki?
 Buziaki i tulanie. Choć buziaki są z zębami włącznie a tulanie to od święta.
 5.       Jakie jest Twoje hobby?
Mam ich tyle... . Wyszywam krzyżykowo,  szydełkuję (a w planach też druty), oglądam seriale, czytam, gram. I wiele, wiele więcej. Właściwie to czasu mi nie starcza na wszystko. A! I lubię malować. Po ścianach. Pędzlem z farbą. Pokoje. Serio.

6.       Gdybyś miała wybrać tylko 3 rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę – co by to było?
Napisałabym, że synek. Ale on musi pójść do szkoły, zdobyć dziewczynę, wnuki.... .
Książkę, piwo i komputer z wi-fi coby z dzieciem przez skype porozmawiać :)

7.       Długa gra wstępna, czy raz dwa i do konkretów?
Zależy od humoru :) Czasami jak jem obiad to się rozkoszuję i delektuję. A czasami to taki ze mnie głodomor, że wszamałabym od razu. Obiad, znaczy się. 
 8.       Na słodko czy na słono?
Podobno to czy to to ta sama biała śmierć. Wolę jednak słone.
 9.       Twój ulubiony film?
 Duma i uprzedzenie. Piąty element, Orbitowanie bez cukru. Ja cię kocham a ty śpisz. (nie potrafię się ograniczyć a jest tego więcej)

10.   Spodnie czy spódnica?
Spodnie. Nie lubię przewiewów.
 11.   Twoje popisowe danie to…?
Gulasz z piersi z kurczaka.
 Na pytania odpowiedziałam i teraz moja kolej.

1. Film którego nie znosisz najbardziej.
2. Ulubiona bajka dla dzieci.
3.Ulubiona książka.
4.Lubisz jesień?
5.Jakie święta lubisz najbardziej?
6.Piwo czy wino? A może wódka?
7.Ulubiony serial?
8.Jakiej muzyki słuchasz?
9.Twoje największe marzenie?
10.Kawa czy herbata?
11.Sweter czy bluza?

A oto i moje nominacje:

Z góry też przepraszam za nominacje! :D Kupa z tym roboty.

niedziela, 29 września 2013

Będę stał!

Temat już lekko przeszły bo poradziliśmy z tym sobie, ale jakiś dobry tydzień temu synek postanowił, że koniec z grzecznym leżeniu w łóżeczku przy usypianiu. Po co w ogóle iść spać? Kiedy można siadać, wstawać, bawić się i skakać? I to w worku do spania? Wiem, że mam zdolne dziecko, bo w tym worku to wszędzie zawędruje, ale nerw mnie łapał straszny. Bo widzę, że już przy piciu mleka przed snem oczy się same zamykają, ale nie. Jak tylko położy się go w łóżeczku to tańce są.
Pomarudziłam, powalczyłam z synem godzinę, ale gdzie tam. On swoje. Wyszłam z pokoju. Jak tylko domknęłam drzwi, to zaczął się płacz. Serce się krajało, ale musiałam się uspokoić. I tu niespodzianka. Niecałe dwie minuty mojego uspokajania się (nic raczej nie dały, chciałam już wracać i go utulać zła na siebie, że w ogóle dałam mu płakać) i nagle cisza. Przestraszona wpadam do pokoju i co widzę? Zasypiające w poprzek łóżeczka dziecię.
Po cichu się wycofałam i ruszyłam do laptopa. Zapytałam na moim forum Lipcówek 2012 jak to z ichnimi dziećmi jest i wyszło, że większość już sama usypia.
No to internet poszedł w ruch. Dziesiątki przeczytanych artykułów i parę technik obadanych teoretycznie i już wiedziałam co robić. Metoda 3-5-7. Dużo o niej w internecie i łatwo znaleźć.
Jednak nie dane mi było dojść nawet do tych trzech minut. Syn sam usypiał.
Teraz jest już ponad tydzień później i płaczu nie ma w ogóle. Jest przytulanie się wieczorem, bajeczka, przytulanie się przy łóżeczku a potem gaszę światło, daję ulubionego misia do przytulania, mówię dobranoc i wychodzę.
A mały zasypia. Tylko wtedy staram się ciszej być, żeby łatwiej mu było. (idealny czas na czytanie książki - Skończyłam Grę o Tron)

Chyba był już gotowy na samodzielne spanie.

A tak z troszkę innej beczki:

Synek wiecznie sprawdza moją cierpliwość. Krzyczy, płacze jak mu czegoś nie dam. Ale tylko mi. A ja mu nie daję (przeważnie otwierać tej nieszczęsnej lodówki) to ma na mnie focha. Dosłownie. Po płaczu idzie sobie do taty albo odwraca się do mnie plecami.
Mąż mówi, że synek ma to po mnie.
I teraz nie wiem czy mam się na to obrazić czy przyznać mu po prostu rację :)

środa, 25 września 2013

A może by po schodach?

Chodzić jeszcze nie umie a już po schodach śmiga? To możliwe!
Moje dziecko jest niesamowite. (jak każde dziecko każdej matki). Zaczęły go interesować schody. Na początku zamykałam drzwi a on stopień rączkami badał. Potem zaczął przy tym dolnym stopniu podnosić tyłek. Aż tu nagle jednego dnia podciągnął nogi i zaczął się wspinać.
Ja miałam radochę taką samą jak i on, i asekurując malca żałowałam, że nie mam trzeciej ręki, żeby nagrać.Tak to pewnie bym męża zawołała, ale sama w domu po pracy byłam. No i wchodziłam mozolnie po tych schodach za nim i podziwiałam wysiłek.
Przy każdym stopniu musiał się odwrócić i sprawdzić czy ja go widzę. Bo widownia musi być, cokolwiek by nowego nie robił.

Tak samo mnie zresztą zaskoczył jak rozmawiałam przez skype z teściową. Bawił się synek przy kamerce sorterem rakietą i klocuszkami do niej. Ja rozmawiałam (patrz - chwaliłam małego na schodach) kiedy ten nagle wziął kwadracik i wsadził go w odpowiednie miejsce. Nie przepchnął do końca, ale sam klocek wlazł. Dumny był jak sto pięćdziesiąt. Ale następne klocki już nie wchodziły tak łatwo. Jednak teraz nie daje spokoju sorterowi i maltretuje go dzień w dzień.

Kłopotliwe jest tylko to, że kiedy syn zaczyna się bawić, to zapomina o całym świecie. A jak jeszcze w między czasie jest pampers do przebrania to wręcz jest krzyk i lament.
No i przez te nowości zaczął się w nocy budzić. I płakać. I co tu z takim brzdącem począć?

Kochać! Tylko kochać i podziwiać.

poniedziałek, 23 września 2013

List do M.

Jest coś na czym mi zależy. I ten post będzie o tym. Nie będzie za szczęśliwy, więc wszystkich, którzy dziś tu zaglądają po trochę radości ostrzegam.
Pośrednio będzie o synku. Ale tylko pośrednio. Bo tu chodzi o mnie i o M.

Odkąd mam dziecko, wiele czynności stało się mechanicznych. Robione są dzień w dzień więc powszednieją. Bardzo rzadko się zastanawiamy jak to robimy.
Zmiana pieluszki? Bach! zapomniane.
Nauka chodzenia? Po dwóch tygodniach tego samego jest już odruch.
Karmienie? Nie pierwsze i nie ostatnie.
Kąpiel? To samo.
No właśnie. ..



M.
Nie ma Cię w moim życiu. O tym dlaczego, można by się wiele rozpisywać. Jednak efekt końcowy jest taki sam. Zero odzewu, zero kontaktu. Mieszkam bardzo daleko i to jeszcze zwiększa ten efekt.

A brakuje mi Ciebie. Rozmowy. Informacji.
Dostrzegam to w drobnych gestach czy czynach. Podczas kąpieli synka słyszę jego śmiech. Widzę radość w oczach gdy zobaczy wodę. Lubi się kąpać.
M, czy ja lubiłam? Czy śmiałam się tak samo mając dołeczki w polikach? Czy piszczałam z radości przy wkładaniu do wanny? Czy płakałam, gdy mnie wyciągałaś?
Pamiętam tylko, jak będąc starsza narzekałam na szampon. Ten z kaczuszką. Bo mi do oczu się dostawał. Jedynie tego nie lubiłam. Lubiłam wycieranie. Ręcznik pachniał tak ładnie....

Karmienie.
Synek je wszystko i to w dużych jak na niego ilościach. Lubi większość rzeczy, choć na przykład jabłek nie. Ale ogółem problemu z karmieniem nie ma.
Jaka byłam ja? Niejadkiem, czy może tak samo jak synek? Czy musiałaś mnie przekonywać do jedzenia? Czy sama zabierałam z łyżeczki? Lubiłam słodkie, czy raczej nie przepadałam? Bardzo się brudziłam przy próbach samodzielnego jedzenia?
Nie wiem. Nie pamiętam... . A jak byłam starsza to jadłam już prawie wszystko.

Nauka chodzenia.
Synek uczy sie i uczy. Coraz lepiej mu idzie.
A jak to było ze mną? Wiem, że poszłam w stronę czekolady. Mam wnioskować z tego, że poszłam od razu? Bez ćwiczeń? Czy może to był właśnie efekt ćwiczeń połączony z miłością do słodkiego? Cieszyłaś się z moich pierwszych kroczków? Płakałaś, tak jak ja z radości kiedy poszłam w Twoją stronę? Chwaliłaś się wszystkim?

Zmiana pieluszki to masakra. Dlaczego?
Bo przerywa to zabawę. A z kupą to wręcz mały ucieka. Nie i już.
A ja mam przecież pampersy.
A jak byłam mała? Pamiętam, że coś mi opowiadałaś, że dostawałaś pampersy z zagranicy. A wcześniej tetra? Jak dawałaś radę? Pomagała ci Twoja M? Uciekałam? Ile miałam lat jak nauczyłam się wołać na nocnik?


Pamiętam drobne rzeczy. Urywki opowieści o flecie który dostałam jak miałam dwa latka. O misiu, który piszczał jak się mu nacisnęło brzuszek.... Wciąż go masz. Stoi pewnie samotnie na półce i czeka. Na kolejne dziecko, które go przytuli.
Ale to się zaciera. Opowiadałaś mi to jak byłam mała. Teraz ciężej mi to wszystko przypomnieć.


Tak bym chciała usiąść z Tobą i przy kawie dowiedzieć się jaka byłam. I jaka ty byłaś. Z czego się cieszyłaś i co się denerwowało jak miałaś małą mnie a potem mojego brata. Jakie rady byś mi dała, czego miałabym unikać. Chciałabym posłuchać o radościach i smutkach Twojego macierzyństwa. Porównać.

Ale niestety kontakt się urwał.
Odnowiłam go na chwilę i choć bardzo się starałam to się nie udało. Przykro mi, że nie było cię na chrzcie małego. Przykro mi, że nie chciałaś go nawet zobaczyć.
Ale ja nie odpuszczę. Spróbuję jeszcze raz. Zależy mi.
Zależy mi, żeby syn miał babcie. A ja chciałabym choć na chwilę mieć swoją M.

wtorek, 17 września 2013

Dmuchaj mamo balony!

Nic tak nie poprawia mojemu synkowi humoru jak balon. A jeszcze lepiej kilka. A najlepiej podejrzewam, że ile wlezie do salonu.
Jakiś czas temu kupiłam baloniki zwykłe i na urodziny. Ale moje małe kochanie jak brało do ręki to zgniatało. Jeden nawet pękł. Co z tego, że synek nie zapłakał. To ja miałam problem z pękniętym balonem. Bo ja się tego huku boję.
Ale synek nie zrażony bawił się dalej następnym.
No i razu pewnego mama postaowiła dać mu sznasę się wykazać. Nadmuchałam ich z dziesięć, każdy w innym kolorze, i położyłam na podłodze, przy nim.

Ale było śmiechu! A ile się za tymi balonami zaganiał! Nie spodziewałam się takiej zabawy. Tak się zmęczył pogonią za balonami, że potem spał jak suseł. I balony zostały. Może jutro kupię więcej. Tylko mąż patrzy się na mnie jak je dmucham i zadaje słuszne pytanie:

"A jak synek pójdzie spać, to gdzie my je pochowamy?"


(walają się nawet po naszej sypialni, ale warto dla śmiechu maluszka)


 Trzeba zajrzeć, co jest w środku!
Następny?

sobota, 14 września 2013

Hic!!! Czkawka!!!

Są takie dni w życiu mojego dziecka kiedy to patrzy się na mnie z wyrzutem. No bo kto lubi czkawkę. Nikt. A synuś już szczególnie za nią nie przepada.
Choć trzeba mu przyznać, że walczy dzielnie. Układa sobie te swoje dwa klocuszki kiedy co chwilkę plecki podskakują. Raczkuje do mnie "w podskokach" i z dźwiękiem hic na ustach. Nawet chodzenie mu nie wychodzi. Skąd wiem?

Moje dziecko ma swoje dni czkawki. Wystarczy, że się obudzi i już. Albo napije, albo zaśmieje, albo podskoczy w łóżeczku. Tyle. I ta czkawka trwa calutki dzień. Z przerwami oczywiście, ale co się skończy to za godzinę się zacznie znowu. No i o ile w dzień sobie radzi to jak ma iść spać to już co innego. Płacze nawet czasami bo go to już wkurza.

A ja już naprawdę próbowałam wszystkiego. I nic. Czkawka musi sama przejść.


Już w brzuszku często ją miał. Pod koniec. I wtedy wydawało się mi to zabawne. Ale teraz jak widzę po pracy, że go ta zmora męczy to normalnie mi ręce opadają.
A raz w miesiącu jest koniecznie taki dzień.
Zmora rodzica.

środa, 11 września 2013

Tup tup

Było bardziej na poważnie a teraz jest radośnie. Od wczoraj synek postanowił, że chodzenie jest fajne. Ale boso. Bo po co skarpetki na nogach. Toż to najgorsza kara jest. Więc jak mama zakłada to on od razu: Hyc! I skarpetki zdjęte. Po piątym razie stwierdziłam, że nie opłaca mi się siłować i że podłoga wcale nie jest taka zimna a ubrany ciepło i puściłam radosne dziesięć kilo po podłodze.

I jaki brak zdziwienia z mojej strony, że mały podszedł i stanął przy kanapie. I się śmieje. No to ja wstałam na równe nogi i ruszyłam w stronę kuchni. A ten jak nagle nie ruszy do przodu. Ledwo go złapałam. I zrobił całe trzy kroki. I wtulił w piersi śmiejąc się. No to ja go odstawiłam i chcę wstawać (picie dla malucha samo się nie zrobi) a ten znowu puszcza się do przodu.

Zajęła nam ta zabawa jakieś pół godziny po czym zmęczony maluch w końcu dostał picie i swoje teletubisie. Wyciszył się, uspokoił i poszedł do kąpieli. Potem mleko i spać.

Taaa a w nocy to tata miał roboty.... . Budził się trzy razy (normalnie jest tylko jedno budzenie) i płakał. Tata wtedy do sypialni, rączka w dłoń i spali razem :) Potem mąż wracał a za jakiś czas powtórka z rozrywki. Zamiast męża w łóżku miałam lokatora :D


Dziś to już tuptał sam od stołu do kanapy ( pod nadzorem mamy i taty ). Poza tym ćwiczy stanie. Balansuje a jak usiądzie na pupę to się śmieje.

Tak z dnia na dzień.

Dumna ze mnie mama, że ma takie mądre dziecię.

poniedziałek, 9 września 2013

Będziesz żałowała

Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką (ba! I to nie jedną na ten sam temat) matką i po raz enty wzdychnęłam, że fajnie by było jakby synek nauczył się chodzić już. Bo kręgosłup boli od ciągłego ganiania zgięta w pół z dzieckiem po domu bo on chce chodzić ale z podpórką. Potem dodałam, że lubię też jak raczkuje bo pociesznie to robi, ale jednak...

I usłyszałam po raz kolei, że jeszcze będę żałowała, że już chodzi bo go nie dogonię. Wcześniej jak synek dorastał to słyszałam, że:
-Będziesz żałowała, że się przekręca, bo mu ciężko będzie pampersa przebrać
-Będziesz żałowała jeszcze, że mówi mama bo będzie cię wciąż wołał
-Będziesz żałowała, że raczkuje bo go nie dogonisz
-No i będziesz, żałowała jak zacznie chodzić bo będzie go ciężko złapać.

I są takie momenty czasami, że się wkurzam a to na przebranie pampersa, a to na mobilność syna (ile razy można sprzątać te same zabawki i odciągać go od otwierania lodówki). Są momenty, że jestem zła. Staram się oczywiście tego nie okazywać ale tak jest kiedy po raz dziesiąty mówię: "Kochanie, nie możesz otwierać wciąż lodówki bo się rozmrozi w końcu. A gdzie masz piłeczkę? Pobawimy się?".
Myślę, że to jest coś co każda matka musi przeżyć. Takie są koleje losu.

Ale przychodzi moment kiedy synek podraczkuje gdzieś, gdzie wcześniej się bał, albo nie mógł i wstaje by przesłąć mi najpiękniejszy z uśmiechów, wtedy wiem, że on się bardzo stara i jestem z niego dumna.
I myślę, że w tym cały ambaras. Jednocześnie chcemy by nasze dzieci dorosły i nie chcemy, bo łatwiej jak są mniejsze.

A! I jednego nie żałuję (jeszcze). Odkąd synek nauczył się słowa mama to za każdym razem jak je wymawia to jestem dumna. Nawet jeśli w ciągu dziesięciu minut usłyszę je dziesiątki razy.

sobota, 7 września 2013

Kubuś i Tygrysek

To już prawie miesiąc od ostatniego posta. Synuś zmienił się tak bardzo i tak rozwinął fizycznie i umysłowo, że naprawdę ciężko byłoby mi teraz pisać w jego imieniu. Dlatego cały blog się zmieni. Będę pisała ja, mama Deana, bo tak synuś ma na imię. Ale będę pisała o nas i o życiu rodzinnym. Wybaczcie tą zmianę ale jak widzę mądre oczy mojego synka to naprawdę już zastanawiam się co myśli. Mam nadzieję, że nie rozstaniecie się ze mną przez tą małą zmianę.

Rok synka został pięknie opisany i szczerze to patrząc na to z perspektywy czasu stwierdzam, że naprawdę nie miałam kłopotliwego dziecka. Brak kolek, spanie we własnym łóżeczku czy przesypianie całej nocy to coś o czym niejedna mama mogłaby pomarzyć. Jestem dumna z małego szkrabika. Zwłaszcza, że śpi już we własnym pokoiku. Starałam się by był jak najbardziej przyjazny i kiedy skończyłam to synek nie chciał z niego wyjść. Długo zasypiał patrząc się na naklejki na ścianach ale w końcu się udało.
I w tym wypadku dzięki Bogu za nianię elektroniczną. Teraz kiedy śpimy z mężem we własnej sypialni to mam ją nad uchem i słyszę nawet jak synek oddycha. Cudo techniki! A ja mogę spać spokojnie. A tak właśnie wyglądają naklejki na ścianę, które kupiłam w internecie. Dean zasypia patrząc się zawsze na tego Puchatka i Tygryska na drzewie.



Poniżej jest łóżeczko i kanapa, bo synuś zasypia tylko trzymając nas (mnie albo męża) za rączkę. A dalej to już tylko zabawki.

Zauważyłam też ostatnimi czasy, że mój świat kręci się  teraz wokół rodziny, dlatego nie pisałam. Jednak mam naprawdę wiele do powiedzenia i opowiadania więc teraz będę częściej. Jeszcze będziecie mnie mieli dość. Życzę spokojnej i radosnej soboty!