Już tyle drogi za nami i jeszcze sporo przed nami.
Synek odkąd nauczył się chodzić to jest wszędzie. Ba. Był już wszędzie jak raczkował ale teraz to już jest go pełno w każdym zakamarku domu. I przeważnie jak jestem z nim sama wieczorami to nie odstępuje mnie na krok. Dopóki jestem w tym samym pokoju to jest ok. Ale wyjście do toalety? Nie sama. A, że mi się chce? A to pampersa nie masz mamo?
Chodzi więc wszędzie i pyta. Choć nie wiem czy to pytaniem można nazwać. Nasza konwersacja wygląda tak:
-To! - pokazuje palcem synek
- To jest lampa kochanie. Lampa się świeci. Dzięki temu jest jasno.
-To! - nie ustępuje ciekawski synek
- To jest kanapa. Służy do siedzenia.
-To!!! - I pokazuje na zbiorowisko misi. Ponieważ mówi to zniecierpliwionym głosem oznacza to, że chce się tam dostać a nie ma jak. Albo inaczej. Chce misia. A którego? Zgadnij mamo? Tato?
I pokazujemy mu po kolei misie. Słyszymy wtedy:
-Ne. Ne. Ne. Taaa! - i za chwilę miś ma obślinioną mordkę a synek tula się po ziemi.
Guziki. Guziki są wielką miłością syna. Zapalanie światła i dzwonienie dzwonkiem do drzwi jest codziennie. Właściwie mam nowy sposób na niepłakanie synka kiedy idziemy do domu. Dam mu dzwonić dzwonkiem. I zamknąć drzwi. I zapalić światło. Zadowolony wtedy nie zwraca uwagi, że przed chwilą byliśmy na dworze.
Jak wchodzę do kuchni (od salonu kuchnię oddziela tylko bramka) to zaraz słyszę: AM MAMA!
Mam mu coś dać. Pal licho jak mam owoce. A jak akurat nie mam? Paluszki też lubi.
A siniaków ile ma synek? Na nogach... Bo po co przejść na czworaka obok klocków jak można po nich?
Jednak najważniejszą teraz szkoloną przez niego umiejętnością jest wspinanie. Umie już przy odrobinie wysiłku na ławę wejść. I się wtedy cieszy. A jak mu nie wychodzi? Staliście kiedyś obok karetki jak włączyła sygnał dźwiękowy? Pomnóżcie razy dwa i usłyszycie jego nerwowy krzyk. Nie ma co. Charakterek to ma po mnie.
A teraz coś nowego. Kącik mamy:
Piszę o moim małym szkrabie ale od siebie też coś bym chciała napisać. O sobie.
I dziś podchwycę temat blogerki Matka Browar (mam nadzieję, że się nie obrazi za to :) ).
Bez czego nie mogę żyć? Będzie krótko, żeby nie przedłużać:
Kawa bo bez niej życie traci smak.
Książki bo wyobraźnia też potrzebuje AM.
Seriale bo lubię przy nich szydełkować.
Jedzenie bo kocham dobrą kuchnię. Zwłaszcza ostre dania.
Mąż i syn bo cóż by życie bez nich znaczyło?
A właśnie. Mąż ma jutro urodziny :) Sto lat kochanie! Bo pewnie przeczytasz dzisiejszy post!
Też już coraz częściej słyszę od małej to to, jak się czymś zainteresuje albo nerwowe tooo jak nie może czegoś sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńPewnie że się nie obrażę, sama zostałam do tej zabawy zaproszona przez Sisi Paris :) Podobne mamy nasze przyjemności :D
OdpowiedzUsuńA umiejętności piękne! I że ja kiedyś nie wpadłam na to dzwonienie dzwonkiem - u nas histeria przy powrotach do domu trwała jakieś pół roku...
A będzie umiał jeszcze więcej :))
OdpowiedzUsuń