Odpoczynek

Odpoczynek

piątek, 22 listopada 2013

Na wojennej ścieżce!

Wkraczamy na wojenną ścieżkę. Synek atakuje a my się bronimy.
Nie, nie chodzi tu wcale o nerwy, płacze czy krzyki. Chodzi o brojenie. I to brojenie przez wielkie B.

Znacie te momenty, kiedy słyszycie ciszę zamiast normalnej zabawy dziecka? Ja poznałam. I napiszę, że najgorsze jest te pierwsze parę sekund niepewności. Opiszę na przykładzie:

Dom jest tak dla syna przystosowany, by mógł swobodnie się poruszać (nie ma wiele miejsca ale wszystko jest zaplanowane tak by się do niczego złego nie dostał. Nawet schody na zewnątrz są zabezpieczone drzwiami, które u góry na czas zabawy synka są zamykane na łańcuch, który znajduje się na samej górze drzwi).
Kiedy więc siedzimy w salonie, mamy wgląd na to co robi w swojej sypialni. Widzimy wszystko oprócz malutkiego skrawka pokoju, gdzie znajduje się pudło z zabawkami. Synek lubi czasami pobawić się sam a my w tym czasie siedzimy i dopijamy chłodną już kawę.
Lata więc sobie synek między pokojem a salonem i coś tam sobie gada. I nagle cisza! Ale jaka cisza. Zrywam się z kanapy a mąż wypada z łazienki w trybie ekspresowym. (zadziałał tu chyba jakiś wbudowany mechanizm rodzicielski).  I szukamy malca. Ale go nie ma w jego pokoju. W salonie też nie. Nawet w kuchni pusto.
Serce podeszło mi do gardła kiedy pomyślałam sobie przez krótką chwilę, że może ktoś nie zamknął drzwi na łańcucha a mały sam sobie je otworzył i ruszył po schodach.
Jaka wielka to radość była jak się okazało, że owszem zapomnieliśmy zamknąć drzwi ale do naszej sypialni. Synek tam wszedł i zamknął za sobą drzwi. I buszował w skarpetach. A jaki zadowolony był jak nas zobaczył. Tylko co my się najedliśmy strachu.... .

Inna sytuacja?
Synek zrozumiał jak znaleźć się wyżej i to nie przy pomocy mamy. Ustawił sobie taczkę do góry nogami i na nią wszedł trzymając się bramki do kuchni. Prawie by na podłodze wylądował, gdyby w ostatniej chwili nie został złapany. Ufff.
Poza tym włazi na misie w łóżeczku i wszelkie inne zabawki w zasięgu wzroku i nóżek.
A mi aż gorąco się robi jak widzę jego akrobacje.

Poza tym:
Zwala wszystko co wisi. Nie jest ważne czy to ręcznik na wieszaku w łazience czy koszulka w pokoju na krześle. Co wisi musi wylądować na podłodze.
Woła am a później nie je tylko gdzieś chowa.
Zaczyna chować mi różne rzeczy. Najlepiej jak mieszczą się do sortera.
Komórka jest przedmiotem uwielbienia. Mama daj!
Jeśli uda mi się zajrzeć do książki kiedy się sam bawi (robię to specjalnie, czytałam gdzieś, że jeśli dziecko widzi, że rodzic czyta to w przyszłości weźmie z tego rodzica sam przykład) to zaraz przynosi swoją i mam mu czytać.
Najlepiej jakbym nie siedziała w ogóle na kanapie. Mogę na podłodze siedzieć i robić co chcę bo nie zwraca na mnie syn uwagi, ale nie mogę posadzić czterech liter na kanapie. Nie i już.


I tak piszę i piszę i widzę, że dużo tego. Ale najgorsze (albo najlepsze) jest to, że wystarczy jeden całus i zapominam o wszystkim. I jestem zadowoloną i szczęśliwą mamą.

Tata też jest szczęśliwy, choć niewyspany. Codziennie o 6.30 rano słyszy przez nianię z pokoju obok szept: Tata. Tata. Tata. Wstaje wtedy i idzie do niego. I uważa, że to jest słodkie.
Wspominałam, że w nocy to też musi być tata? Ze mną nie uśnie.

KĄCIK MAMY:
Kawa. Będę jutro potrzebowała dużo kawy. Na nadgodziny do pracy idę na 7.00 rano. A jest 11.30 wieczór i nie idę jeszcze spać. Masochistka ze mnie.

2 komentarze:

  1. Ojej, to nieźle macie. U nas ostatnio spokojniej, mała raczej chodzi po domu od człowieka do człowieka, ale i tak staramy się jej nie spuszczać z oka na dłużej niż kilka sekund ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozkręca się mały rozbójnik :D Powiem Ci, że z tym siedzeniem na kanapie to coś jest, u nas było dokładnie to samo! Mogłam siedzieć obok Zosi na podłodze i czytać własną książkę i ona sama pięknie się umiała zabawić. Ale niechno tylko siadłam na kanapie - zaraz krzyk i wspinanie się na mnie ;) Już minęło, na szczęście ;)
    Cierpliwości życzę w znoszeniu tych słodkich brojków ;)

    OdpowiedzUsuń