Odpoczynek

Odpoczynek

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Andrzejkowy szał zieleni i ups Tato, Mamo, uważajcie co mówicie!

3o listopada zawsze był dla mnie ważnym i ciekawym dniem. Zwłaszcza, że gdy chodziłam do szkoły odbywały się fajne zabawy. Wróżenie z wosku przez klucz, ustawianie butów w kolejce czy inna fajne wróżby. Mieliśmy stoły wypełnione ciastami, które piekli nasi rodzice i pyszną ciepłą herbatą bo to były już mroźne wieczory. Potem rodzice przychodzili nas odbierać i w domu nasze buzie wciąż nie zamykały się kłapiąc ciągle o wrażeniach z całego dnia. Na noc wkładałam jeszcze męskie spodnie pod poduszkę, gdyż wierzyłam, że przyśni mi się mój przyszły mąż. 

Zamierzam przekazać Andrzejki w takiej postaci synowi. Ale na razie ma tylko dwa latka a to oznacza, że niewiele z tego zapamięta. A w moim domu była jeszcze jedna tradycja. Na początku grudnia ubieraliśmy choinkę. Wiem, że dla większości to zdecydowanie za wcześnie ale ja uwielbiam tę tradycję na tyle by ją kultywować. Dlatego dziś ubrałam choinkę wraz z synkiem. 
I to była najlepsza decyzja w tym roku! Syn był zachwycony wołając: "Inka! Inka!" i " Bobki!, Bobki! " 
Całe rozpakowywanie i ubieranie zajęło nam ponad półtorej godziny, podczas której syn zdążył się spocić, zgłodnieć i zamoczyć majteczki ( ach to odpieluchowanie ) bo zapomniał o toalecie z wrażenia. Gdy kładłam synka spać, wciąż wspominał drzewko: " Mamusia! Inka tam! Sieci!" i zachwycał się tym, że ma naklejki na szybie w sypialni. W bałwanki.
Jestem więc zadowolona z tych Andrzejek choć były inne niż wszystkie.

A z tym uważajcie co mówicie... 
Ja dużo mówię. Szybko, czasami bez większego sensu. Jestem też świadoma, że czasami niepomyślę nad tym co mówię. Nie raz podczas jazdy autem wyzywałam na kogoś kto zajechał mi drogę. Albo gdy się oparzyłam, albo potknęłam. Są słowa, które ciężko powstrzymać się przed wydostaniem z siebie. A syn słucha. 

Tata mówi do swojej mamy, a mojej teściowej "Babka". Tak żartobliwie. Ale synek zapamiętał i ostatnio spod schodów usłyszałam jak woła Babcię: Babka chodź! Na dół! 
Często też mówiłam do synka jak coś zbroił "Ty dziadzie" też żartobliwie. I podchwycił. Dziś, jak mu się psocę to mówi mi dokładnie to samo.
 I ma skądś "ty babo"... . 

I co począć? Język w ciup rodzice! Dzieci słuchają!!!!

niedziela, 16 listopada 2014

Powrót z przytupem i o tym co zmienia mops!

Kiedy w lutym napisałam ostatni post zastanawiałam się ile czasu minie zanim syn się uspokoi i ruszy do przodu. To były ciężkie miesiące. Nie tylko ze względu na zachowanie ale i ze względu na intensywną naukę wszystkiego połączoną z wychodzącymi zębami. Jazda kolejką bez pasów bezpieczeństwa nad przepaścią. 

Przeczytałam sobie parę postów od początku istnienia bloga i zobaczyłam jakie zmiany zaszły nie tylko u synka ale także i u nas. Staliśmy się bardziej cierpliwi i uważni, nie myślimy już tylko o sobie i zawsze patrzymy gdzie idziemy. Po pod nogami biega nam torpeda goniona przez pupila. 

W pokonaniu buntu dwulatka pomogło nam kupno zwierzaka. Odkąd trafiła do nas Barse, synek przestał tak krzyczeć i płakać. Sam stał się cierpliwszy i bardziej opanowany. Nie wiem czy to dlatego, że ma przyjaciela ( a raczej przyjaciółkę, bo to Ona ), czy dlatego, że jest ktoś mniejszy od niego w domu. Efekt jest przepiękny a przede wszystkim cichy. Bo to o własny słuch walczyliśmy!



Sam pies nauczył synka, że są pewne rzeczy które zrobić trzeba. I sam o nie woła!
-Z psem trzeba wyjść na spacer. Siusiu. Kiedy przychodzi pora synek sam biegnie z szelkami i nas upomina. 
-Psa trzeba nakarmić. Każdy musi jeść. Niestety nasza pociecha rozumie to zbyt dosłownie i mimo zakazu częstuje pieska pomidorkiem, chlebkiem z pasztetem czy serem. I naprawdę słodko brzmi kiedy słyszę ten psotny śmiech. Tylko, że piesek nie powinien jeść naszego jedzenia (zalecenie weterynarza). Co obojgu nie przeszkadza w konsumowaniu ani troszkę kiedy nikt nie patrzy.
-Pies też ma oczko, uszko czy nóżkę. No i dupkę też. A dupka też ma swoją funkcję. Baaaardzo ciekawą funkcję, którą trzeba obejrzeć na każdym spacerze i to najlepiej głośno komentując... .

Poza ty pieska można przytulić i się z nim bawić (ale tu jest już pewna doza niedelikatności). 
Same zalety. Co skutkuje poprawą zachowania u pierworodnego.


Dlaczego powrót z przytupem? 
Syn lubi tuptać! Skakać, biegać i kulać się. Jest bardzo aktywny i je za dwóch! Uwielbia czekoladę i rysowanie. I gadać. Duuuuuuuuuuuużo gadać. 

I ma to po mamusi.

piątek, 15 sierpnia 2014

Chcę by mój syn był "niegrzeczny"!

Ile to razy słyszałam, że grzeczne dzieci tyle nie biegają, nie krzyczą, siedzą i rysują i nie zawracają głowy otoczeniu. Są ciche, pomocne i zawsze słuchają się rodziców. Brzmi dla was jak marzenie? Dla mnie nie.

"Grzeczne dziecko nie biega, ono chodzi. I jak jest ciekawe to pyta rodziców."
Kiedy jestem w domu, widzę mojego chłopca wszędzie. W pół sekundy potrafi się przemieścić bezszelestnie w inne miejsce. Śmiałam się do męża, że synkowi trzeba dzwoneczek założyć bo czasami śmignie między nogami i tyle go widać. A leci tak szczególnie w stronę łazienki. Wiecie, woda i myju myju jest fajne! Zwłaszcza na dywanie.
Skąd na dywanie? Bo mama napuściła wody do zlewu żeby dobrze sobie włosy spłukać (myłam po pracy a najszybciej jest właśnie tam) i zostawiła niedaleko plastikowy pojemniczek, którym dziecię me bawi się w kąpieli. Dziecię owo właśnie zabrało ten pojemnik, napełniło wodą i wylało prosto pod nogi, na dywan.
A potem zdziwione mówi: Mama pacz!

"Grzeczne dziecko się nie wspina. Siedzi tam gdzie powinno i rysuje albo coś."
Mit. Nie znam dziecka, które by się nie wspinało. Mój brat jak był mały to wspinał się jak pająk po framudze. Ja skakałam między meblami bo "podłoga to lawa".
A syn? Syn wchodzi po prostu na ławę i próbuje dosięgnąć sufitu. I przyprawić mamę o zawał serca przy okazji.
Opanował także wspinaczkę po krzesłach, łóżku i schodach. Jeszcze trochę i go poślę w jakieś góry na przeszkolenie!

"Otwiera lodówkę bez twojego pozwolenia? Grzeczne dziecko słucha się starszych"
Pffff. Lodówka jest inna niż zwykła szafka, no. Zimno tam, jedzenie jest, no i tata pokazał, że jak się wciśnie guziczek to gaśnie światło. Żyć nie umierać. Mama mówi, że nie wolno bo się lodówka rozmrozi. Ale co tam. Jest za fajna, żeby się słuchać.

Lodówkowy potwór objawił się kiedy tylko stanął na nogi i straszy do teraz. Bramka ogranicza mu dostęp do sprzętu AGD ale dla wytrawnego otwieracza lodówek to licha przeszkoda. Ot, co.

"Grzeczne dziecko nie zdejmuje skarpetek tylko chodzi w ciuchach, które zostały założone rano"
Zdjęte skarpetki i brak kapci. Muszę więcej mówić? Większość mam zrozumie mój ból.

"Grzeczne dziecko jak jest w gościach to pokazuje jakie jest mądre i jakie spokojne"
Kawa u przyjaciółki? A ja mam jakąś kawę? Jeśli tak, to już jest zimna. Nie ma czegoś takiego jak klapnięcie na pięć sekund na tyłku. Jest syn i cała reszta domu. Tam gdzieś zajrzy, tu coś ściągnie, tam coś przełoży, tu otworzy lodówkę, tam wyłączy zmywarkę.
Kuuuupa roboty przy takiej kawie. No chyba, że jesteśmy w trójkę. Wtedy się z mężem wymieniamy.


To tylko niektóre przykłady bycia "niegrzecznym" u synka. Ale jak wspomniałam na początku, nie chcę tego zmieniać. Dlaczego?
Bo się nie nudzę. Bo jestem zawsze w centrum i cieszę się, że syn się dobrze bawi.
A jak się komuś nie podoba? Bo nie jest taki jak ten ktoś uważa, że być musi?

Kolego/koleżanko! To Twój problem nie mój!

środa, 6 sierpnia 2014

Jestem taaaki mądry!

-Maaaaaama! Pać ciucia! Siatło! Ampa! Yyyyy! Io io io duuuuzy brum brum!

czyli w tłumaczeniu: Mama! Patrz ciuchcia! Świtało! Lampa! Yyyyy (tak nam syno piszczy z radości)  Io io io duży samochód (straż pożarna)



Czyli tak mniej więcej odbywają się nasze rozmowy z synkiem. To tak naprawdę tylko próbka tego co potrafi bo zasób słów ma ogromny. I nawet nie wiemy kiedy tak bardzo się rozwinął.Stało się to tak niezauważalnie. Z dnia na dzień zaczął się z nami dogadywać.

I układać puzzle. Uwielbia to robić i ostatnio oprócz rysowania jest to jego ulubiona rozrywka.
Problemem jest tylko jego zdenerwowanie jak mu coś nie wyjdzie. Nie potrafi ukierunkować emocji i bije. Jest to ciężki orzech do zgryzienia bo czasami nie wiem jak do tego podejść. Jednak zdarza się coraz rzadziej a synek nauczył się, że jak coś mu nie wychodzi to przychodzi po któreś z nas i mówi: Ce tam! (chcę tam) , albo: AŁA!

Z rysowaniem ciekawostka też jest. Synek usilnie próbuje zamknąć "kółko" I jak mu się uda to mnie informuje, że to jest balon. Jedynym problemem jest to, że czasami wpadnie na pomysł wsadzenia sobie kredki do ucha. Albo je gryzie. Albo wrzuca pod kanapę i się śmieje bo zrobił mamie "psikusa".

Często chodzi się z tatą "kiziać". Synek kładzie się wtedy na łóżku a tata go gila i przytula. Zazwyczaj trwa to tylko chwilę ale tata musi już zostać w pokoju kiedy synek idzie się bawić obok. Sam. Tata ma tylko siedzieć. Ewentualnie od czasu do czasu dobudować jakiegoś klocka.

Z tatą to w ogóle jest zabawa. Zgarnia liście dmuchawą na podwórku i synek musi potrzymać. Zostanie przez tatę wpuszczony do samochodu by "pobuszować". Zmyje z tatą podłogę, zrobi pranie i je wywiesi no i pojedzie po mamę do pracy z tatą. I do sklepu. I na plac zabaw.
A potem jak z mamą wróci to ma ubaw po pachy. Jeździ samochodzikiem po podwórku, rowerem pochodzi (biegowy) i pobawi się w piaskownicy. Potem zje obiad, pobawi się kiedy mama gotuje i potem od nowa puzzle, rysowanie, kizianie.... . A potem "myju myju", kakałko i chlebek z pomidorem i "hasi" (spać)

Tak wygląda dzień dwulatka.


Bo synek kończy mi za cztery dni dwa latka.
Z tej okazji synku mój napisaliśmy Ci życzenia:

Dziadyżko kochany,
Obyś zawsze był taki uśmiechnięty i radosny. Zawsze miał tyle energii i ciekawości. Zawsze był zdrowy.
I zawsze kochany przez wszystkich. Razem z tatą jesteśmy dumni z naszego szkraba. Kochamy Cię! Rośnij i się ciągle śmiej!

Mama i tata.

czwartek, 29 maja 2014

Ja gadam!

Od jakiegoś czasu, a mam tu na myśli niecały tydzień, musimy uważać na każde słowo które wypowiadamy z mężem. Bo słowo "Dupa" weszło do słownika synka całkiem niespodziewanie. Najśmieszniejsze jest to, że żadne z nas nie przypomina sobie sytuacji, w której takie słowo mogło być użyte. Ale jednak jest i staramy się je zmiękczyć "Pupą".

I jeśli już o słowach mowa, to synek zauważył, że kiedy stara się mówić nam  "po naszemu" co chce to przeważnie to dostaje. Zachęca go to do nauki słówek bardziej niż jakieś specjalne nauczanie. Codziennie poznaje co najmniej jedno słowo a są dni, że tych słów jest więcej.

Jego ulubionym i jak dotąd najśmieszniej wypowiadanym przez synka słowem jest "Kakaszi" co oznacza kaloszki. Jest to wielka miłość do obuwia i każde adidasy mogą się schować. Są kalosze jest wielka radość. Z wielką radością do obuwia wymawia także słowo "Papcie" ale tu już raczej normalnie.

Synek mnóstwo uwagi poświęca jedzeniu i tego właśnie uczy się najchętniej.

Apko - Jabłko
Baniań - Banan
Jajo
Oje- Ogórek
Sier - ser
Ciao - ciasteczko
Czipsy

Choć i tak najczęściej słyszę odgłos otwierających się drzwi lodówki i niecierpliwe " Ce Ama!"

Już niedługo, już za chwilkę, będę odpowiadać na jedno wielkie pytanie małych dzieci:
 "Dlaczego?"


(i chyba czas się nauczyć odpowiedzi na pytania: Dlaczego słońce jest gorące, trawa zielona a woda mokra? Mamo! Dlaczego?)

piątek, 23 maja 2014

Jesteśmy zachwyceni!

Jak w tytule jesteśmy zachwyceni. Balonem.Ale do rzeczy!

Pogoda dziś była nieciekawa. Wciąż padało i wiało. Zmuszeni byliśmy wrócić do domu, bo o przebywaniu i zabawie na dworze nie było mowy. I tu cienki głosik w głowie zaczął mi piszczeć: "Ale on się nie wybiega!  To będzie mordęga!".
Nie zrozumcie mnie źle. Kocham mojego szkraba i naprawdę nieba bym mu uchyliła. Ale wiem, że jak nie wybiega odpowiedniej ilości energii to robi się płaczliwy, marudny i zły. A kooperacja z takim dzieckiem kończy się bólem głowy bo synek ma naprawdę donośny głos i potrafi go odpowiednio modulować.

Po powrocie do domu, o dziwo bez wrzasków o to, że on chce TAM na dworze piłki pod krzak wrzucać, podałam obiad, z którego synek najchętniej wyjadł ketchup, dałam coś do picia i poszłam myć naczynia. Chwila spokoju, synek puzzle układa.

I nagle słyszę:
BAJON!

Wchodzę do salonu a tam synek wyczekująco stoi z balonem w ręku. W końcu zdecydował się go odbić w moją stronę a ja mu go odbiłam z powrotem. Graliśmy tak z pół godziny, aż w końcu synek usiadł ze zmęczenia, zadowolony i zażądał CIAO. Ja szybko wsadziłam herbatnika w rączkę i usiadłam.
Byłam wykończona lataniem po domu za balonem, bo synek zauważył, że jest zabawniej jak to mama lata wszędzie gdzie balon spadnie.
Fitness? Siłownia? Po co? Wystarczy prawie dwuletnie dziecko i balon.

Polecam!

Ja się bawię!

Post z ponad miesięcznym opóźnieniem. Mogłabym napisać, że nie miałam czasu, że zajęta dzieckiem. Ale nie. Życie mnie dopadło. Przyjechała teściowa w odwiedziny i u synka nastąpiła wielka fascynacja babcią. W końcu dostaliśmy z mężem odrobinkę więcej snu z rana co poskutkowało znacznie lepszymi humorami i większą energią.

Przyszła już ciepła wiosna, więc większość czasu spędzaliśmy na zewnątrz odkrywając nową wielką miłość syna. Piłki. Kopie, rzuca, wszędzie ją bierze ze sobą a nawet raz przytachał ją do łóżka. W sklepie omijam dział z zabawkami bo teraz właśnie są powstawiane na środek piłki różnego rodzaju i wielkości. A synek "Ce!".
Drugą rzeczą, którą się fascynuje są puzzle. Wszelkiego rodzaju, choć najlepsze to takie drewniane z różnymi kształtami. Uwielbia je wyciągać ("mama! Padło!" - znaczy wypadło) i układać od nowa. Raz za razem.
Trzecia rzecz to książki. Nakupowałam ich swego czasu bardzo dużo i teraz to owocuje półgodzinnym siedzeniem na kanapie i wertowanie kolejnych stron z rysunkami krówek bądź piesków. Jednocześnie muszę "czytać". Czyli opowiadać co widzę na obrazku. Synek pokazuje mi na przykład Kubusia Puchatka lecącego balonem (mama! Tam!) a ja muszę wymyślić szybko historyjkę na ten temat. Bo jak nie to przyciąga mi głowę do książki ze słowem Tam!.
I tata wcale nie jest zwolniony z obowiązku. Też musi czytać!

Czy bawię się z synkiem rozwojowo? Nie zwraca na to uwagi. Wystarczy mi jego śmiech. Machanie nogami na kanapie, chodzenie po kałuży czy puszczanie piórka małego ptaszka przez palce na wiatr. To jest najlepsza zabawa dla synka. Na naukę kształtów i kolorów ma jeszcze czas. Liczyć nauczy się w szkole. Teraz ma się dobrze bawić.
I chyba mi to wychodzi bo większość dnia widzę jego uśmiechniętą twarz. I wieczne podekscytowanie, że zobaczył wiewiórkę czy ptaszka a piórko lata.

Mój przepis na jego dzieciństwo.