Są takie chwile kiedy nic poza synkiem nie ma znaczenia. Kiedy serce rośnie i mam wrażenie, że już więcej kochać nie potrafię. Chciałabym takie chwile zatrzymać i cieszyć się nimi przez cały czas. Kiedy jestem zła to właśnie one pomagają mi przetrwać trudne chwile.
Serce rośnie mi przede wszystkim z miłości i radości. Kiedy widzę synka bawiącego się z tatą. Przytulającego się do niego, śmiejącego czy zaaferowanego opowiadaniem mu czegoś po swojemu. Jednak to dzisiejszy ranek zapamiętam najlepiej. Wstawałam do pracy a mąż w tym czasie się ewakuował do pokoju synka by razem z nim pospać jeszcze chwilę (mąż pracuje na popołudnia). Właśnie zbierałam swoje rzeczy kiedy usłyszałam z pokoju ucieszony szept: Tata!. Prawie się popłakałam.
Czuje ogromną radość i dumę, kiedy tata przychodzi z synem do pracy by mi go przekazać bo potem on zaczyna (pracujemy w tej samej firmie). Synek cały się rozpromienia na mój widok. Klaszcze w dłonie i pokazuje mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie posiada w swoim repertuarze.
Nie mogę przestać się uśmiechać, gdy bawiąc się z nim nagle podejdzie do mnie i mnie przytuli. Bądź pogłaszcze po ręce. Albo kiedy spytam się gdzie jest mama on pokazuje na mnie swoim paluszkiem i mówi: Mama tu!
Kiedy je sam obiadek i kończy cały umorusany, kiedy tańczy do muzyki po swojemu, kiedy biegnie przez pół domu wołając Mama AM!!!!. Kiedy pokazuje kwiatka, mrówkę czy ptaszka. Zawsze jest taki zaaferowany, zawsze taki ciekawy. A mi rośnie od tego serce. Od tej miłości.
Kocham kiedy synek przynosi ze sobą książeczki i mówi: Cyta! Muszę wtedy siedzieć i mówić mu co jest na każdym obrazku po kolei. Wdycham wtedy zapach jego włosków i przytulam. A on w zamian zaczyna mi sam czytać. Po swojemu. Ale z przejęciem.
I czasem nawet pojawia się myśl:
Kochany synku, chyba czas pomyśleć o rodzeństwie!
(na razie jednak tylko pomyśleć :) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz